Jak to bywa w czerwcu, wiele klas opuszcza zacisze Szkoły Podstawowej nr 19 im. Ireny Sendlerowej w Kielcach i wyrusza na rozmaite wycieczki. Tak było i z naszą klasą – Vc – oraz z kilkoma osobami z klas Va, Vb, VIa i VIb. Wraz z trójką opiekunów (p. Joanną Wielicką, p. Michaliną Rzepką i p. Grzegorzem Miszczykiem) wyjechaliśmy na trzydniową wycieczkę w Pieniny.

Więcej zdjęć z wycieczki można obejrzeć tutaj.

 

 

 

Dzień I

 

Pierwszego dnia wycieczki, o godz. 7:15, spotkaliśmy się na szkolnym dziedzińcu. Tam została odczytana lista (na szczęście nikogo nie brakowało) i przeszliśmy na przykościelny parking, gdzie czekał na nas autokar. Podróż przebiegała bez komplikacji. W rytmie piosenek śpiewanych przez klasę VIa dotarliśmy do pierwszego obiektu zwiedzania, a był nim XV- wieczny kościółek p.w. Michała Archanioła w Dębnie. Dowiedzieliśmy się w nim dużo o jego historii, np. tego, że zbudowany był bez użycia gwoździ przez tamtejszych zbójników i że został wpisany na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO.

Następnym punktem naszej wycieczki był zamek w Niedzicy, ale musieliśmy trochę poczekać na wejście do niego. Szczęśliwi posiadacze aparatów fotograficznych wykorzystali ten czas, robiąc zdjęcia. Kiedy już dostaliśmy się do środka zamku, podziwialiśmy herby rodów właścicieli zamku, weszliśmy na zamkowy dziedziniec, odwiedziliśmy nawet lochy. Byliśmy też na wieży, z której rozciągał się piękny widok na panoramę Zalewu Czorsztyńskiego i odległe Tatry.

Kiedy opuściliśmy zamek, poszliśmy na zaporę na Zalewie Czorsztyńskim, która, dzięki namalowanemu na niej graffiti, wyglądała na zapadającą się. Podziwialiśmy z niej widoki i robiliśmy zdjęcia. Potem zeszliśmy dłuuuugimi schodami na parking, gdzie wkrótce dojechał autokar. Mieliśmy nadzieję, że to już koniec zwiedzania i ostatni przejazd – już do willi, w której mieliśmy mieszkać, ale się rozczarowaliśmy – pojechaliśmy jeszcze do czorsztyńskiego zamku.

Żeby dostać się na zamek w Czorsztynie, musieliśmy przejść przez las i wspiąć się na kamieniste wzniesienie. Niezbyt nam się to podobało, ale w końcu wszyscy „zdobyli” tę fortecę. A warto było, bo widoki z wieży okazały się naprawdę przepiękne.

Zmęczeni, ale zadowoleni z wizyt w tak ciekawych miejscach Pienin, pojechaliśmy do Krościenka, w którym zamieszkaliśmy. Willa „Kinga” okazała się naprawdę świetnym pensjonatem. Po smacznej obiadokolacji wyszliśmy na boisko, gdzie chłopcy grali w piłkę nożną, a dziewczyny w siatkówkę.

 

 

Dzień II

 

Będąc w Pieninach, nie mogliśmy odmówić sobie wyjścia na Trzy Korony – bez wątpienia najbardziej znaną górę tamtych okolic. Postanowiliśmy zdobyć ją drugiego dnia naszej wycieczki. Po śniadaniu pojechaliśmy więc do Sromowiec Wyżnych, gdzie rozpoczynał się szlak żółty.

Przed tym, jak wkroczyliśmy na naszą „drogę pod górkę”, pan przewodnik opowiedział nam o przyrodzie Pienin i przypomniał zasady zachowania w górach (niektórym osobom się to przydało), a potem wyruszyliśmy.

Przez jakiś czas szliśmy malowniczą, choć kamienistą ścieżką pomiędzy dwiema skałami, ale potem przestało być łatwo…Zaczęły się schody – dosłownie i w przenośni, bo po długich, stromych schodach ciągnących się w górę, zdawałoby się niekończących, musieliśmy wejść na przełęcz, gdzie, po postoju, rozpoczynał się dalszy etap naszej wędrówki – albo od razu na  szczyt, albo do ruin Zamku Pieniny, a potem na szczyt. Wprawdzie niejednomyślnie, ale w końcu wybraliśmy tędłuższą i ciekawszą drogę.

Z tym postanowieniem wyruszyliśmy w dalszą drogę. Na początku szliśmy pachnącą, otwartą, łąką, ale potem, gdy wkroczyliśmy do lasu, niektórym z nas aż zaparło dech w piersiach z wrażenia – mieliśmy iść wąską ścieżką, a po lewej stronie spadał w dół stromy, zadrzewiony stok, ciągnący się aż do małej dolinki, wyglądającej na taką, którą kiedyś płynął potok.

Na szczęście w końcu dotarliśmy do Zamku Pieniny. Z małego tarasu widokowego zrobiliśmy zdjęcia, pan przewodnik opowiedział trochę o historii zamku i zaczęliśmy wchodzić na szczyt Trzech Koron.

Ten ostatni etap naszej drogi był bez wątpienia najcięższy dla wszystkich z wycieczki, gdyż kamienistą, stromą ścieżką trzeba było iść cały czas, ale na szczycie okazało się, że warto było tak się męczyć – weszliśmy na taras widokowy umieszczony na samym szczycie jednej ze skał, przypominał orle gniazdo.

Już podczas wchodzenia po stromych, metalowych schodach na platformę tarasu okazało się , że wiele osób ma lekki lęk wysokości, ale szybko o nim zapomina pod wpływem pięknych widoków, które z tamtego miejsca były naprawdę niesamowite. Mogliśmy zobaczyć przełom Dunajca, Sokolicę, Palenicę, Sromowce Wyżne i Niżne i wiele innych wiosek i gór. Widzieliśmy także chmurę deszczową i zastanawialiśmy się, czy spotkamy ją w drodze, czy zdążymy dojść do Willi Kingi. Oczywiście, woleliśmy tą drugą opcję, ale nasze nadzieje okazały się płonne… Skończyło się na tym, że w drodze wyjmowaliśmy peleryny przeciwdeszczowe, a raczej, jak stwierdziliśmy, duchy, worki na śmieci, pontony, śpiwory oraz namioty przeciwdeszczowe. Można sobie więc wyobrazić, że wyglądaliśmy dość komicznie. Największymi szczęściarzami okazali się ci, którzy na wycieczkę zabrali kurtki, chroniące przed deszczem, ponieważ ich (a raczej okryć należących do nich) nie było jak nazwać.

Zmęczeni, mokrzy i ubłoceni, ale bardzo szczęśliwi i usatysfakcjonowani wróciliśmy do Willi „Kinga”, a po umyciu butów i przebraniu się czekała nas niespodzianka – oglądaliśmy zdjęcia, zrobione przez opiekunów na wycieczce. Potem poszliśmy na ognisko, gdzie jedliśmy pieczone kiełbaski i bawiliśmy się, ale nieprzyjemna mżawka zmusiła nas do powrotu.

 

Dzień III

 

Trzeciego (ostatniego) dnia naszej wycieczki po śniadaniu mieliśmy godzinę na spakowanie, chociaż większość z nas zrobiła to już dnia poprzedniego wieczorem. Kiedy się spakowaliśmy, a opiekunki sprawdziły czy nic nie zostało w naszych pokojach, wyjechaliśmy, ale jeszcze nie do domu, tylko do malowniczego wąwozu Homole.

Po około trzydziestu minutach dojechaliśmy na parking niedaleko tego wąwozu. Musieliśmy dojść trochę, ale przynajmniej cieszyliśmy się z tego, że nie padało i nie byliśmy zmuszeni do ponownego wyjmowania naszych przeciwdeszczowych „strojów”.

W wąwozie Homole czekała na nas kolejna niespodzianka tej wycieczki – przepiękne krajobrazy. Szliśmy między dwiema skałami, ale jakimi! – najwyższa z nich sięgała 118 metrów! Przyroda też była tam niesamowita – poskręcane korzenie i śliskie kamienie dodawały trudności w chodzeniu bez ciągłego  patrzenia pod nogi, ale i urody wąwozowi.

Kiedy zatrzymaliśmy się na postój przy skałach o fantazyjnym kształcie, nie przypadkiem nazwanych Kamiennymi Księgami, wszyscy byli „trochę” ubłoceni i trochę zmęczeni, ale nikt nie narzekał.

Tą samą drogą (czyli po korzeniach i kamieniach) wróciliśmy do autokaru, którym pojechaliśmy do następnego punktu naszej wycieczki – bardzo znanego uzdrowiska – Szczawnicy. W pierwszej wersji planu mieliśmy wjechać na Palenicę kolejką krzesełkową, a potem z niej zejść na piechotę, ale, niestety, znów się rozpadało i nie chcieliśmy, będąc w drodze do domu, w McDonaldzie,  wyglądać jak zmokłe kury.

W Szczawnicy odwiedziliśmy Muzeum Pienin, w którym dowiedzieliśmy się wielu  ciekawych rzeczy o historii, strojach i życiu codziennym górali pienińskich. Potem poszliśmy pod Palenicę, gdzie mieliśmy pół godziny czasu wolnego na kupienie pamiątek i odpoczynek przed dłuuuuuugą podróżą – do domu.

Ale okazało się, że nie pojedziemy prosto do domu. Musieliśmy wrócić do Willi „Kinga”, żeby jeden z uczestników odebrał swoje buty, które tam zostawił.

Po tym wydarzeniu podróż przebiegała nam na miłych rozmowach i żartach. Niektórzy (szczególnie uczniowie naszej klasy – V c) dostawali  lekkiej głupawki i śmiali się ze wszystkiego i z niczego, a z tyłu słychać było piosenki, śpiewane przez VIa. Dlatego autokar, którym jechaliśmy, od 13 VI 2013 r. nosi nazwę Wesołego Autobusu.

Kiedy dojechaliśmy do Kielc i zobaczyliśmy rodziców, dopiero poczuliśmy, jak bardzo się za nimi stęskniliśmy. Bardzo chętnie spotkaliśmy się z nimi po wycieczce, bo mieliśmy im dużo do opowiedzenia, a posiadacze aparatów – zdjęcia do pokazania.

Można by organizować więcej takich wycieczek, bo to była bardzo miła forma integracji uczniów z klas uczestniczących.

 

Autor: Anna Brzezińska, kl. Vc